Przygoda wzywa! "Nela i skarby Karaibów" (NG Burda)

Myślałam, że książki Neli nie mogą mnie niczym zaskoczyć. Myliłam się. Takiej książki o jej przygodach jeszcze nie było! Do tej pory książki małej reporterki opowiadały przede wszystkim o zwierzętach. Tym razem zwierząt jest w tej książce stosunkowo niewiele. Są za to niesamowite przygody i opowieści o niezwykłych (choć niebezpiecznych) ludziach. O najprawdziwszych piratach!


Byłam bardzo zdziwiona, kiedy zaczęłyśmy czytać tę książkę. Myśląc stereotypowo powiedziałabym, że to lektura dla uwielbiających przygody chłopców, ale ponieważ pojęcie gender nie jest mi obce, przyznaję, że jest to książka dla wszystkich. Tosia, która do tej pory nie interesowała się piratami, potrafi teraz usiąść na podłodze, rozłożyć dołączoną do książki mapę i szukać skarbów! A wszystko za sprawą Neli, która w swojej najnowszej książce zabiera czytelników na Karaiby. Nie ciągnie jej tam jednak możliwość podziwiania egzotycznych zwierząt, ale chęć odnalezienia pirackich skarbów. Mała reporterka podróżuje śladami Krzysztofa Kolumba. Poszukuje również śladów morskiej działalności Czarnobrodego, groźnego pirata przedstawionego w jednej z części Piratów z Karaibów. Z pokładu statku albo helikoptera przygląda się morskim głębinom i próbuje dostrzec w nich wraki statków, a może nawet skrzynie pełne kosztowności! A jest czego szukać, bo piraci zgubili całkiem sporo. Czy Neli uda się znaleźć jakiś skarb powiedzieć nie mogę. Zdradzę jednak coś innego, mała reporterka spotyka na swojej drodze kilka bardzo ciekawych zwierząt. Są oczywiście kojarzące się z piratami papugi, są fregaty, ptaki zwane podniebnymi piratami. Nela staje oko w oko z legwanem i pływa z rozgwiazdami. Ale nawet podziwiając te niezwykłe zwierzęta ma oczy szeroko otwarte, bo w każdym miejscu mogą być ukryte pirackie skarby!

Nela i jej karaibskie przygody przypomniały mi moją dziecięcą fascynację przygodami Krzysztofa Kolumba. Z przyjemnością wróciłam do tej historii, ale i dowiedziałam się mnóstwa nowych rzeczy. Skoro ja znalazłam na kartkach tej książki tyle dotąd nieznanych mi informacji, to wyobraźcie sobie jak szeroko otwierała oczy Tosia! Dla niej wszystko było nowe, nieznane i interesujące. Z ogromnym zainteresowaniem słuchała o przygodach Neli, z zachwytem oglądała zdjęcia, a także skanowała kody, które skrywają w sobie dodatkowe treści multimedialne. Dzięki nim mogła z bliska obserwować miejsca opisane przez Nelę, mogła zobaczyć jak wygląda huragan i popatrzeć na morze z góry. Filmy pozwalają dzieciom jeszcze lepiej poznać opisywane w książce miejsca, dzięki nim mogą w pewnym stopniu poczuć atmosferę odwiedzanych przez Nelę miejsc. Tosia bardzo polubiła tę opcję i musiałam ją powstrzymywać przez zeskanowaniem wszystkich kodów przed przeczytaniem książki;) 

Z pełnym przekonaniem polecamy nowe przygody Neli. Jej książki czytamy od kilku miesięcy, zostały nam do przeczytania jeszcze dwa tomy, ale już wiemy, że ten jest naszym ulubionym!







Nela i skarby Karaibów
Nela mała reporterka
Burda NG Polska, 2017





Bohaterski gryzoń ratuje świat! "Mati, Rafi i chomik z kosmosu. Bajka ekologiczna"

Kto mógłby się spodziewać, że najzwyczajniejszy chomik może wprowadzić tyle zmian w życiu dwóch chłopców? Co może zrobić taki mały chomik? Okazuje się, że może!

Wszystko zaczyna się bardzo poruszającym wydarzeniem. Czytamy o grupie chuliganów, którzy stoją nad maleńkim gryzoniem. Największy z nich , Rudy Marek trzyma w rękach długi, zaostrzony kij. U ich stóp stoi znieruchomiały ze strachu chomik, zwierzę nie próbuje uciekać, a jedynie wpatruje się w swoich prześladowców. Na szczęście tą samą drogą przechodzą Mari i Rafi, młodsi i mniejsi od chłopaków pastwiących się nad chomikiem. Wykazują się jednak dużą odwagą i ratują zwierzaka z ręki prześladowców.
Teraz przed nimi kolejne zadanie - trzeba przekonać rodziców jednego z nich do przygarnięcia zwierzaka. Rodzice Matiego nigdy nie chcieli zgodzić się na psa, kota, odrzucali również ryby. Nigdy nie powiedzieli nic na temat chomika, więc była szansa, że zgodzą się na nowego lokatora. I rzeczywiście zgodzili się, więc Mati stał się szczęśliwym właścicielem Chomiego (bo takie imię nadał gryzoniowi). Chłopcom nie pozostało nic innego, jak wybrać się do pobliskiego sklepu zoologicznego i zakupić wyprawkę dla chomika. Kiedy już udało im się wszystko kupić wrócili do domu, a wtedy stała się rzecz niezwykła. Chomik ujawnił swoje niezwykłe umiejętności. Nie, nie, nie biegał w kołowrotku z prędkością 100 kilometrów na godzinę. Nie zjadał kolby kukurydzy w 15 sekund. Ten chomik mówił! Na dodatek mówił z sensem i tylko o mądrych i ważnych rzeczach. 

Chomi przybył z bardzo daleka i ma ważną misję do spełnienia. Ten niewielki czworonóg chciał uświadomić ludziom, że niszczą swoją planetę i, jeśli nie zmienią swojego postępowania nie będą mieli czego zostawić przyszłym pokoleniom. Chomik na swoich pomocników wybrał dzieci, ma nadzieję, że nauczy ich życia bez niszczenia swojej planety. Chłopcy są bardzo zdziwieni niezwykłymi umiejętnościami gryzonia, ale razem z nim przemierzają ulice swojego miasteczka i rozmawiają o ekologii. To od Chomiego Mati i Rafi dowiadują się o konieczności segregowania śmieci, oszczędzania wody i prądu. Niby podstawy, a jednak wielu osobom zdarza się o nich zapominać. Bohaterowie tej książki zapamiętają te zasady na zawsze. A może i nauczą czegoś swoich rodziców i kolegów z klasy albo podwórka? Przed nimi wielkie zadanie, bo chomik wraca do swojego domu, a oni mają do spełnienia misję. Może mielibyście ochotę im w tym pomóc? Bo my z Tosią się przyłączamy i będziemy starać się jeszcze bardziej dbać o świat!

Niedługa, zgrabnie napisana książka przybliża dzieciom nie tylko świat ekologii, opowiada również o innych ważnych sprawach. Pojawia się tu motyw przemocy, jakiej młodsi mogą doświadczać ze strony starszych kolegów. Są również wątki opowiadające o rodzinie i panujących w niej relacjach, a także o przyjaźni i relacjach między rodzeństwem. Czyta się ją naprawdę dobrze i szczerze żałuję, że dostępna jest tylko w wersji elektronicznej, bo chętnie podarowałabym ją przedszkolnym koleżankom i kolegom Tosi. Dlaczego?

Bo o ekologii mówi się dużo, ale ciągle mamy problem z tak podstawowymi rzeczami, jak segregowanie śmieci albo oszczędzanie wody. Takich książek, jak Mati, Rafi i chomik z kosmosu powinno ukazywać się jeszcze więcej. Powinny być obowiązkowymi lekturami w przedszkolach i szkołach. Bo, jeśli nie będziemy dbać o nasz świat spełni się przepowiednia chomika, który wieścił, że nie będziemy mieli co zostawić potomnym. A tego chyba nikt nie chce.


 Mati, Rafi i chomik z kosmosu. Bajka Ekologiczna
Rafał Kotek

Za możliwość poznania tej sympatycznej i mądrej książki
dziękuję Autorowi (zajrzyjcie koniecznie na jego stronę na FB).

Coś dla mądrego przedszkolaka! "ABECADŁO" (Wydawnictwo Aksjomat)

Może to przypadłość wszystkich dzieci, a może tylko naszego. Tosia uwielbia gazety! Trudno jej przejść obojętnie obok kiosku, przygląda się im i najchętniej kupiłaby wszystkie. Szczególnym uczuciem darzy te, do których dołączono jakieś gadżety "made in China". Ku jej rozpaczy rzadko kupujemy te "magazyny", częściej i chętniej sięgamy po te, z których Tosia może się czegoś nauczyć.

Tak jest z miesięcznikiem ABECADŁO wydawanym przez Wydawnictwo Aksjomat. Jego adresatami są dzieci w wieku od czterech do siedmiu lat, czyli przedszkolaki i uczniowie pierwszej klasy szkoły podstawowej. To nasze pierwsze spotkanie z tym miesięcznikiem. Jakie są nasze wrażenia? Bardzo pozytywne! 


Kwietniowy numer ABECADŁA dotyczy oczywiście wiosny i świąt wielkanocnych. Dzieci znacznie poszerzą swoją wiedzę na temat dni, które niedawno przeżywaliśmy, a na wiosnę nadal czekamy, więc numer jest jak najbardziej aktualny! Na początku czeka na czytelników wiersz Wiosenny sad, a w rubryce Notatki Zuzi i Leona wymieniono najważniejsze w tym miesiącu dni (oprócz Prima Aprilis, Świąt Wielkanocnych umieszczono tu również Międzynarodowy Dzień Ziemi). Tutaj również przeczytać można dwa związane z kwietniem przysłowia, jedno z nich zna chyba każdy, drugie nie jest tak znane, więc warto je poznać. O podróżach, które odbywamy wiosną można przeczytać
W rubryce Poznaję świat można podejrzeć wiosenne zwyczaje zwierząt. Jest żerujący bocian, młody jeż ze swoją mamą i wiewiórka karmiąca swoje dziecko. Przedszkolaki zobaczą również jak wyglądają jaja mrówek i zaskrońca oraz żabi skrzek. Tosia uwielbia zwierzęta, więc ten dział ABECADŁA szczególnie przypadł jej do gustu. Spodobała jej się również primaaprilisowa piosenka, a mi spodobało się to, że na stronie wydawnictwa dostępne jest jej nagarnie i zapis nutowy! Teraz możemy ją wspólnie śpiewać. Są zadania dla małych naukowców i początkujących artystów. Dużym zaskoczeniem jest dla mnie kącik poświęcony językowi angielskiemu, w tym miesiącu dzieci poznają słówka związane z ubraniami. Spodobał mi się również Kącik logopedyczny, mnóstwo dzieci ma wadę wymowy, warto z nią walczyć od najmłodszych lat. W ABECADLE umieszczono dwa niedługie ćwiczenia doskonalące wymowę głoski [k], które na pewno nikogo nie znudzą, mogą za to pomóc. Nie mogę oczywiście nie wspomnieć o tym, co ważne dla każdego dziecka uczącego się pisać. Dwie strony z literami (tym razem g i h) i cyframi (7 i 8). I litery, i cyfry dzieci uczą się pisać po śladzie.
Wewnątrz numeru znalazły się oczywiście quizy i zagadki, ale są tam też... naklejki, czyli to co kochają wszystkie dzieci! Również moje;)










To nasze pierwsze zetknięcie z miesięcznikiem ABECADŁO, ale już teraz wiem, że na pewno nie jest to spotkanie ostatnie. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że magazyn przypadł Tosi do gustu. Po drugie dlatego, że spodobał się również nam. Numer jest bardzo ciekawy. Dzieci mogą się całkiem sporo dowiedzieć. Poza tym na pewno nie będą się podczas zabawy i nauki z ABECADŁEM nudzić. Ćwiczenia są bardzo różnorodne, raz trzeba coś przeczytać, na kolejnej stronie narysować, a potem napisać. No, i te naklejki;) ABECADŁO może być doskonałą alternatywą nie tylko dla gazetek z gadżetami, ale i dla książeczek z zadaniami dla przedszkolaków. Często odnosiłam wrażenie, że wszystkie te zeszyty dotyczą tego samego, a i Tosia z czasem przestała się nimi interesować. Dlatego przestaliśmy je kupować (oprócz tych doskonalących naukę pisania i czytania). ABECADŁO bardzo ją zainteresowało, z zapałem rozwiązywała zadania i sprawdzała, jak ta wiosna naprawdę wygląda. Czy to nie jest najlepsza rekomendacja dla tego miesięcznika?



Dla małych pasjonatów: "Atlas przygód zwierząt " (Nasza Księgarnia) i "Moja pierwsza encyklopedia zwierząt" (Centrum Edukacji Dziecięcej)

Zaczęło się od marzeń o globusie. Tosia postanowiła sama odłożyć na niego pieniądze i kiedy w końcu poszła go kupić, najbardziej spodobał jej się taki ze zwierzętami. Minął rok, przez ten czas zainteresowanie zwierzętami nie zmalało, wręcz przeciwnie - wzmogło się. A my stwierdziliśmy, że Tosia nie ma żadnego atlasu zwierząt, który pomógłby jej tę pasję rozwijać. Dlatego, kiedy wielkanocny zajączek szukał pomysłów na drobny podarunek dla Tosi, wspomnieliśmy o naszych spostrzeżeniach, a sami kupiliśmy jej jeszcze jedną książkę. I od tej pory, w każde popołudnie poznajemy faunę z Atlasem przygód zwierząt i Moją pierwszą encyklopedią zwierząt


Nie będę tych książek wartościować. Każda z nich jest inna, dzięki temu razem tworzą naprawdę interesującą całość, która ułatwia Tosi odkrywanie tajemnic świata zwierząt.

Atlas przygód zwierząt imponuje wielkością. Tę książkę najlepiej czyta się (i ogląda) na podłodze. Każda z siedmiu części opisuje jeden kontynent. Na początku każdego rozdziału znalazła się mapa. Tam zaznaczono miejsca, w których występują najciekawsze zwierzęta w tym regionie. Mapę uzupełnia niedługi opis kontynentu. Kolejne strony prezentują kilka najbardziej interesujących gatunków. W Europie są to na przykład żyjące na Grenlandii niedźwiedzie polarne i mieszkające we Francji płomykówki, w Azji tygrysy syberyjskie i pandy wielkie, zaś w Australii prezentują się oczywiście dziobaki i kangury, ale i ptaki rajskie z Nowej Gwinei. Każdy z gatunków został opisany i dokładnie zobrazowany na dwóch stronach. Na nich możemy przeczytać o cechach charakterystycznych prezentowanych zwierząt, zobaczyć ich zwyczaje dotyczące jedzenia, odpoczynku, a także opieki nad młodymi. Każdy z nich został również krótko, ciekawie i zrozumiale opisany. Nie zabrakło oczywiście mapy pokazującej na mapie miejsce, w którym te gatunki występują. 
Atlas przygód zwierząt bardzo przypomina niezwykle popularne i bardzo lubiane przez dzieci książki obrazkowe. Tosia tego typu książek nie lubi, trudno ją zachęcić do zainteresowania się nimi. A jednak w tym przypadku było zupełnie inaczej. Już w dniu, w którym przyniosłam tę książkę do domu zwróciła ona jej uwagę. Niecierpliwie przebierała nogami czekając na chwilę, kiedy będziemy mogły zacząć ją czytać. W tym czasie oglądała ilustracje i próbowała odgadnąć nazwy zwierząt przedstawionych na kolejnych stronach. Lektura Atlasu przygód zwierząt była ciekawym doświadczeniem dla całej naszej rodziny, o większości przedstawionych gatunków coś wiedzieliśmy, ale wiedza nie była zbyt szeroka. Naprawdę żałuję, że takich książek nie było, kiedy ja miałam kilka lat, pewnie bardziej lubiłabym biologię. A tak, traktowałam ten przedmiot jak zło konieczne;)








Jedyną rzeczą, którą mogłabym zarzucić tej książce, jest brak zdjęć, ale prawda jest taka, że z zdjęciami nie byłaby to już ta sama książka. Na rysunkach można przedstawić więcej opisanych sytuacji, więc mówienie o braku zdjęć jest tylko zwyczajnym czepianiem się;) Poza tym, kiedy chcemy zobaczyć jak te zwierzęta wyglądają naprawdę możemy sięgnąć po drugą książkę z naszej kolekcji!


Moja pierwsza encyklopedia zwierząt to druga w naszej biblioteczce książka z tej serii (pierwsza, do której chętnie wracamy opowiadała o Polsce KLIK). Ta seria adresowana jest dla dzieci od trzeciego roku życia. Tosia tę magiczną granicę już dawno przekroczyła, ale nie odniosłam wrażenia, żeby była na tego typu książki za duża. Co więcej, jako dziecko uczące się czytać, ma w tej książce wszystko, co może ją do samodzielnego czytania zachęcić. 
W książce (a właściwie encyklopedii) opisane zostało ponad sto różnych zwierząt. Zdziwiłam się licząc je, bo wydawało mi się, że jest ich mniej. Znaleźć tu można dobrze znane chomiki, koty i psy, zamieszkujące tereny Polski bażanty, dziki i wiewiórki oraz absolutnie egzotyczne płaszczki, kameleony i żyrafy. Są maleńkie biedronki i ogromne żubry. Jest żyjący w wodzie wieloryb i mieszkający w górach świstak. W książce zebrano mnóstwo interesujących dla małego czytelnika gatunków. Każdy z nich został krótko opisany. Z opisu dzieci dowiedzą się, gdzie dane zwierzę występuje, co lubi jeść, jakie mają zwyczaje. Niektóre z nim zobaczą nawet na zdjęciach. Opis każdego zwierzęcia uzupełniono trzema fotografiami. Na nich można zobaczyć wyskakujące z wody delfiny, niedźwiedzie brunatne łowiące ryby i pawia prezentujące swój piękny ogon. Moja pierwsza encyklopedia zwierząt bardzo przypadła nam do gustu, Tosia lubi, kiedy ją czytamy, lubi również sama ją oglądać i jeszcze lepiej poznawać świat zwierząt.









Do dwóch opisanych przeze mnie książek każdy z Was mógłby pewnie dodać kilka albo kilkanaście innych tytułów, które sprawdzają się w Waszych rodzinach. My wybraliśmy te dwa i jesteśmy z tego wyboru bardzo zadowoleni. Tosia również nasz zachwyt podziela, ale co najważniejsze, dzięki tym książkom poszerza swoją wiedzę i rozwija swoje zainteresowania. Odkąd mamy je w domu codziennie dowiaduje się o zwierzętach czegoś nowego. Miło patrzeć na jej zachwyt i radość z poznawania świata zwierząt:)


Atlas przygód zwierząt
Lucy Letherland
ilustracje Rachel Williams i Emily Hawkins
tłumaczenie Maria Pstrągowska
Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2017

Moja pierwsza encyklopedia zwierząt
Marta Kotecka
Centrum Edukacji Dziecięcej, 2016
 

Piękna opowieść o życiu niezwykłego człowieka. "Słońcem na papierze" (Przygotowalnia)

Chciałam, żeby w przypadającym dzisiaj Światowym Dniu Książki i Praw Autorskich, pojawiła się tu naprawdę wyjątkowa książka. Bo książki naprawdę potrafią zmieniać nasze życie, na przykład sprawiła, że w moich oczach pojawiły się łzy, a wcale nie jest to żadna banalna historia o nieszczęśliwej miłości. To piękna biografia bardzo znanego pisarza, adresowana do młodszych czytelników, ale napisana tak, że z wypiekami na twarzy przeczyta ją wielu dorosłych. 



Trafiliśmy na tę książkę w kryzysowym momencie naszego życia. Na moment zwątpiliśmy w to, czy dobrze wychowujemy nasze dziecko. Tosia wróciła do domu zapłakana, bo bo dzieci z jej grupy powiedziały, że jest przemądrzała. A zapytana o tę sytuację wychowawczyni powiedziała, że Tosia po prostu bardzo dużo wie. Zaczęliśmy się zastanawiać, w którą stronę lepiej podążać. Może lepiej byłoby przestać jej czytać, przestać jeździć na wycieczki. To zapewniłoby Tosi spore grono koleżanek i kolegów.

Właśnie wtedy zaczęłam czytać Słońce na papierze, biografię Kornela Makuszyńskiego autorstwa Anny Czerwińskiej-Rydel. Dzięki niej nie tylko poszerzyłam swoją wiedze na temat jednego z najwybitniejszych polskich twórców literatury dziecięcej, ale i rozwiałam wszelkie wątpliwości, co do sposobu wychowywania dziecka. Bo jeśli ktoś taki, jak Kornel Makuszyński mówił, że dzieciom trzeba czytać, to musi tak być! Kornel Makuszyński przypominał o konieczności obcowania z książkami nie tylko dzieciom, ale i (a może przede wszystkim) ich rodzicom. Kiedy napisał do niego mały Jurek, żalący się na swoich rodziców, któremu tata nie chciał kupić książki, pisarz podarował mu pakiet swoich dzieł i wpisał taką dedykację:

Moc wielka słowa jest w małej iskierce.
Jest w nim złoto i myrrha i cudne kadziła.
Gdy dziecku dajesz książkę, zbroisz jego serce,
A duszy, jak ptakowi, świetne przypniesz skrzydła.

Makuszyński chętnie pomagał dzieciom, małych mieszkańców Podhala obdarowywał nie tylko książkami, ale podarował im również narty! A potem najlepszemu młodemu narciarzowi wręczał nagrodę swojego imienia. Godzinami odpowiadał na listy dzieci płynące do niego z całej Polski, dodawał im otuchy, udzielał porad i wysyłał książki z osobistymi dedykacjami. Dzieci mu ufały, a on, mimo że sam nie miał własnych, rozumiał ich jak nikt inny. Dlaczego? Może dlatego, że sam nie miał łatwego dzieciństwa, bo jako kolejne dziecko swoich rodziców (i jedyny syn), po śmierci ojca musiał opuścić dom rodzinny i rozpocząć naukę w innym mieście. Tam bywało różnie, bo Kornel miał umysł wybitnie humanistyczny i kiepsko radził sobie na lekcjach matematyki. Poza tym zdarzało mu się rozrabiać i z tego powodu musiał zmieniać szkołę. Jeszcze w szkole zaczął pisać pierwsze utwory literackie, były to wiersze, kilka z nich zostało nawet opublikowanych w gazecie. To zachęciło Kornela w podejmowaniu kolejnych prób literackich, a w końcu stało się całym jego życiem. Książek dla dzieci nie planował pisać, zmusiła go do tego sytuacja. Kiedy wybuchła I wojna światowa razem z żoną zostali wywiezieni w głąb Rosji, udało im się jednak stamtąd wydostać i zamieszkać w Kijowie. Nie brakowało tam Polaków.

Przyjeżdżali z całymi rodzinami i dobytkiem 
z rożnych części kraju.
Wszyscy skarżyli się na brak polskich książek.
- Setkom tysięcy dzieci grozi głód książki - martwił się Makuszyński. A z głodu sięga się po byle co...

Pisarz uważał, że nie umie pisać dla dzieci, bo nigdy i nie miał. Dlatego tak naprawdę nie wie, co mogłoby je interesować.

A jednak ten temat zaczął go męczyć. Wrócił do domu i rozmyślał.
- Młodość to pyłek słońca. Czy można się bać słońca?
Przecież ono jest samym ciepłem, dobrocią, uśmiechem, miłością...
Napiszę coś dla nich.

Przystąpił do pracy i wkrótce ukazały się Bardzo dziwne bajki. Od nich się wszystko zaczęło, książka cieszyła się ogromnym zainteresowaniem czytelników i otrzymała bardzo przychylne recenzje krytyków. Choć pisarzowi i tak najbardziej zależało na opiniach dzieci. Sam stwierdził, że nie wiedział, że to taka trudna sztuka pisać dla najmłodszych. Ten, kto umie pisać tak, żeby go pojęło każde dziecko jest naprawdę wielki!

I takie właśnie są książki Kornela Makuszyńskiego, które pokazują dzieciom świat pełen uniwersalnych wartości, takich jak dobro, prawda, przyjaźń i miłość. Każdy z nas potrafi bez wahania wymienić kilku bohaterów jego książek. Bo są to książki ponadczasowe, do których chętnie wracają dorośli, ale i takie, które chętnie poznają dzieci. 
Podobnie jest z książką Anny Czerwińskiej-Rydel. To lektura dla wszystkich. Piękna opowieść o niełatwym życiu. Ale zarówno bohater tej historii, jak i autorka tej książki udowadniają, że nawet w najtrudniejszych chwilach warto poszukiwać słońca, warto mieć je w sobie, bo wtedy łatwiej iść przez życie i pokonywać piętrzące się trudności!

Słońcem na papierze. Niezwykłe losy Kornela Makuszyńskiego to książka niezwykłej urody. Formatem przypomina notes albo pamiętnik. Czcionka ma dwa kolory, zasadnicza część opowieści została zapisana czarną, słoneczne fragmenty są zapisane słoneczną, żółtą czcionką. Inne kolory przysługują również fragmentom utworów albo dedykacji, których autorem był Makuszyński. Są jeszcze ilustracje autorstwa Doroty Wojciechowskiej. Piękne grafiki pokazują małego, rozrabiającego z kolegami Kornela, widzimy na nich również pisarza z żoną w strojach ślubnych i Makuszyńskiego siedzącego przy oknie warszawskiej kawiarni, któremu bacznie przyglądają się stojące na ulicy dzieci. Jest również pewna bardzo tajemnicza szafa, która znajduje się w zakopiańskim muzeum pisarza i, która stała się przyczynkiem do napisania tej historii...







Słońcem na papierze. 
Niezwykłe losy Kornela Makuszyńskiego
Anna Czerwińska-Rydel
ilustracje Dorota Wojciechowska
Wydawnictwo Przygotowalnia, 2017


 

Obcy... "Wędrowne ptaki" (Prószyński i S-ka)

Każdy przynajmniej raz w życiu boryka się z problemem bycia obcym. Trafiamy do nowej szkoły, nowego miejsca pracy albo miejscowości. Musimy nawiązywać nowe kontakty, zawierać nowe znajomości. Jednym przychodzi to łatwiej, inni potrzebują więcej czasu. Dużo zależy również od środowiska, w które próbujemy wejść. Co trzeba zrobić, żeby poczuć się jak u siebie, żeby znaleźć własne miejsce na ziemi?


W kwietniu w lesie pojawiają się wędrowne ptaki. Miejscowi przyglądają się im z zainteresowaniem. Wędrowne ptaki mówią w innym języku, dlatego niektórzy się z nich śmieją. Mijają dni i tygodnie, w tym czasie ptaki zbudowały własne gniazda i poznawały okolicę.
Śpiewały na ulicach, ćwierkały na dachach,
uciekały przed niebezpieczeństwem,
płakały, śmiały się, jadły i piły,
sprzeczały się i godziły.
Wtedy zrodziła się również bardzo piękna przyjaźń między Łukaszem i Paulinką. Ona niedawno przyleciała do lasu, on był tam od dawna. Z każdym dniem rozumieli się coraz lepiej i coraz łatwiej ze sobą rozmawiali. To był piękny czas, byli spokojni i szczęśliwi. Siedzieli razem na trawie i patrzyli w niebo. Tak wyglądało lato, a potem przyszła jesień. A Paulinka była coraz smutniejsza. Aż w końcu oznajmiła Łukaszowi, że musi lecieć. Ona i jej towarzysze są wędrownymi ptakami i nigdzie nie mogą zostać na dłużej. Paulince trudno było się z tym pogodzić, nie chciała nigdzie lecieć, chciała zacząć chodzić do szkoły i zobaczyć śnieg. Ale nie mogła, bo były już kiedyś wędrowne ptaki, które chciały zostać w jednym miejscu.
Ale kiedy przyszła zima
i zaczęło brakować jedzenia, ludzie powiedzieli:
"Dlaczego mielibyśmy się dzielić naszymi zapasami?
Wy nie jesteście stąd.
Wracajcie na południe!"
Paulinka nie chciała lecieć, ale bała się zostać, wiedziała, że może zamarznąć, jeśli nikt jej nie pomoże. Na szczęście w ich życiu pojawiła się pewna kobieta, ona już kiedyś pomogła innym wędrownym ptakom. Dała Paulince i Madame Petrowej ciepłą odzież, poczęstowała je zupą i kawą zbożową. Ta kobieta znała prawdę. Wiedziała, że ludzie często boją się obcych. Dlatego nie chcą się z nimi niczym dzielić ani nawet zbliżyć się do nich. Ona się nie bała, chciała pomóc i Łukasz też chciał pomóc. Dzięki nim Paulinka zobaczyła śnieg... 

Czasem trudno uwierzyć, że taka niezbyt kolorowa książka wzbudzi w dziecku zainteresowanie. Sama podchodzę do nich sceptycznie, bo wiem, że Tosia bywa wybredna. Ale tym razem nie musiałam jej zachęcać. Coś ją w tej książce zahipnotyzowało, coś skupiło rozbiegane spojrzenie i pozwoliło poświęcić czas lekturze. Co to było? Nie umiem jednoznacznie powiedzieć. Może ilustracje? Które choć są brązowo-beżowe, są również niebywale piękne. Może papier szeleszczący pod palcami? A może pięknie zapisany na okładce tytuł? Naprawdę nie wiem, ale też trudno było mi się od tej książki oderwać. Jest piękna, a przy tym bardzo refleksyjna i pełna mądrości. W ostatnim czasie książek podejmujących problem tolerancji nie brakuje. Niestety często tego typu książki kipią nadmiernym dydaktyzmem albo ocierają się o banał. Tutaj tak nie jest. Opowieść o ptakach szukających własnego miejsca Ta piękna, metaforyczna książka to doskonała lekcja tolerancji dla wszystkich. Tak łatwo oceniamy, odrzucamy, ranimy słowami. Nie chcemy wśród nas obcych, boimy się ich. Może po przeczytaniu tej książki ktoś zastanowi się choć chwilę, zanim odmówi pomocy drugiemu człowiekowi. Tego życzę sobie i Wam. Wtedy na pewno będzie żyło nam się łatwiej!







Wędrowne ptaki
Michael Roher
tłumaczenie Krystyna Bratkowska
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2017
Wiek 5+

Za książkę dziękuję