Od dziś chodzę tylko w sukienkach! Czyli słów kilka o dziecięcej modzie...

Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie ten dzień, ale miałam nadzieję, że stanie się to nieco później. Niestety nie, od kilku tygodni moje dziecko nosi jedynie sukienki...

Wyjątkiem był wypad na lodowisko i ostatnia wizyta u lekarza, wtedy dała się namówić na spodnie. Poza tym królują sukienki. W domu, w przedszkolu, w kościele, na spacerze, na zakupach i na placu zabaw. Nie daje się namówić nawet na spódnice... Z niepokojem spoglądam, więc na kolekcję nowych koszulek na lato, na szorty i spodnie, które miała nosić podczas wakacyjnych wojaży... Codziennie negocjuję również kwestię zakładania do przedszkola najelegantszych sukienek, które piękne i wygodne są jednocześnie, ale mogłyby stresować opiekunki, zwłaszcza podczas jedzenia barszczu. Łatwo nie jest, bo przeciwnik może i mały, ale twardy w negocjacjach i z bardzo określonymi preferencjami... 
Prawda jest taka, że chęć noszenia sukienek pojawiła się pod wpływem przedszkola. Panienki codziennie rano, już w szatni, sprawdzają, w co są ubrane. Ba! Tydzień temu widziałam, jak jedna z koleżanek Tosi wybuchnęła płaczem, kiedy zorientowała się, że cały dzień ma mieć na sobie spodnie. Takie to problemy trzylatków! Na szczęście nie porównują metek. Nie musi być różowa, najistotniejsze jest, żeby się ładnie kręciła. Drugą, problematyczną kwestią jest obuwie przedszkolne. Obecne ma dwie wady - buty nie są czarne i nie są prawdziwymi baletkami... O obcasach na razie nie wspomina. Ten problem udało się połowicznie rozwiązać, kiedy stopa urośnie, młoda dama sama wybierze nowe buty... Trzecim niezwykle ważnym elementem stylizacji są ozdoby do włosów, w przypadku Tosi - spinki i, ewentualnie, opaska. Jesteśmy na etapie zapuszczania włosów, więc niedługo dodam do tej listy gumki. Spinki powinny być z dodatkiem brokatu, opaska najlepiej z kwiatkiem, ale nie jest to element obowiązkowy, taka z kokardką również może być.
Uśmiecham się pisząc te słowa, bo z pewnym niedowierzaniem słuchałam opowieści koleżanek o podobnych sytuacjach w ich rodzinach. A u nas był spokój, Tosia zakładała to, co dla niej przygotowałam, szorty, spódnice, jeansy, sukienki - w zasadzie było jej wszystko jedno, bo lubiła każdą rzecz, którą miała w komodzie. Od pewnego czasu komodę omija szerokim łukiem i kieruje się prosto do szafy, w której na kolorowych wieszakach znajdują się jej sukienki. Wyjmuje kilka i zastanawia się, którą chce założyć. 
Ciekawe, jak długo ten stan potrwa i w co przejdzie. 
Bo zakładam, że to się kiedyś zmieni i na razie nie wyprzedaję spodni, koszulek i spódnic. I szukam jakiś nowych sukienek, bo kilka najbliższych tygodni upłynie zapewne pod ich znakiem...


Komentarze