Nie dać się zwariować

Niedawno pisałam o prezentach, które Tosia znajdzie pod choinką. Większość jest już w naszym posiadaniu, a ja cały czas znajduję kolejne, niezbędne, fantastyczne zabawki, które chciałabym jej kupić. Znajduję i na szczęście w porę przychodzi opamiętanie. Mówię wtedy głośniej lub ciszej: "Po co jej to wszystko, skoro i tak się tym nie bawi?!"
Bo sami wiecie, jak to naprawdę z tymi zabawkami jest...

Staramy się na bieżąco sprzedawać lub chować zabawki, które już Tosi nie interesują. Jeśli mielibyśmy drugie dziecko, również będą przychodzić do niego goście, tak samo jak starsza siostra będzie świętowało urodziny i obchodziło Boże Narodzenie oraz Wielkanoc, więc na pewno dostanie własne zabawki. Nie ma, więc potrzeby trzymać w domu wszystkich gratów. Oczywiście przygotowywanie wszystkich sprzętów do sprzedaży lub schowania wiąże się z ich reaktywacją i wielką miłością. Okazuje się, że trzylatka nagle potrzebuje maty edukacyjnej albo pluszowego sortera :) 

Mikołaj przyniósł trzy lokomotywy z serii Tomek i Przyjaciele, okazało się, że idealnie pasują do torów z IKEI, zabawa jest lepsza, niż przewidywaliśmy zamawiając zabawki.


Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, czy Tosia zabawkami bawi się dużo, czy mało. Czasem wydaje mi się, że w ogóle. Że cały czas spędzony w domu mogłaby poświęcić na "czytanie" (bo teraz, kiedy zna już większość książek na pamięć czyta je sama) i polubione ostatnio rysowanie. Ma fazy na konkretne zabawki, są tygodnie, że nie ma większej frajdy, niż ciastolina, potem ląduje ona na swoim miejscu i Tosia przerzuca się na coś innego. Problem tkwi w tym, że córka nie lubi bawić się w swoim pokoju, woli salon i, kiedy wieczorem wynoszę zabawki do jej królestwa, a ona rano z jakiś powodów ich nie przyniesie, zabawki nie istnieją. Tak jest na przykład z wymarzonym Klubem Myszki Miki, którym dopóki nie znajdzie się w jej pokoju, jest ulubioną zabawką.
Lalkę, którą Tosia dostanie na Boże Narodzenie kupowałam z pewnym niepokojem. Zadawałam sobie pytanie, czy warto, czy będzie się nią bawić, czy plany, które snuje na życie z bobasem zostaną zrealizowane. Mąż ostatnio przyłapał Tosię na zabawie lalką w przedszkolu, otworzył drzwi do sali, zobaczyła go, ale nie podeszła od razu. W rękach trzymała lalkę, najpierw musiała położyć ją do łóżeczka, pożegnać się i dopiero mogła wrócić do domu. Odnoszę wrażenie, że Tosia ma zapędy opiekuńcze, wieczorem mówi dobranoc lokomotywom i zabawkom, które są akurat w pobliżu. Może właśnie dlatego tak marzy o lalce.
Z jednej strony czekam na rozpakowywanie przez nią prezentów, bo myślę, że w tym roku sprawi jej to prawdziwą frajdę, z drugiej zastanawiam się, gdzie to wszystko będziemy trzymać, kiedy nagle stwierdzi, że wraca do starych zabawek:) Albo ukochanych książek...


Chyba czas na kolejny post o naszych ostatnich odkryciach literackich:)

Komentarze

  1. Bardzo dobry sposób na oszczędzanie a przy tym uradowanie dziecka. Niektórymi zabawkami dziecko się już nie będzie bawiło a powiedzenie mu, że się je wyrzuca czy sprzedaje, zawsze się wiąże ze sprzeciwem. Dlatego lepiej schować i sprzedać i w razie potrzeby można kupić za te pieniądze nowe ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz