Z dzieckiem nad morze, czyli co będziemy robić na wakacjach? ("Podróżownik. Wybrzeże Polski")

Kiedy czytacie ten post, jesteśmy już w drodze nad morze. Pada? A może świeci słońce? Trudno powiedzieć, pogoda jest niezwykle ważna, kiedy planuje się tylko plażowanie, my w planach mamy jeszcze wycieczki!

Na początek Malbork, ale tym razem nie zamek (bo ten odwiedziliśmy dwa lata temu). Tosia od dłuższego czasu mówiła, że chciałaby odwiedzić park dinozaurów. Mówisz masz! Myśleliśmy o Rogowie, które znajduje się na naszej trasie nad morze, jednak jakiś czas temu przeczytałam recenzję u Matki Wariatki (klik), w którym autorka zachwalała dinopark w Malborku. Zrobiła to tak skutecznie, że postanowiliśmy pojechać właśnie tam.

Kiedy już dotrzemy nad morze (czyli do Władysławowa) miejsc do odwiedzenia jest wiele. Po pierwsze i najważniejsze Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku. Dwa lata temu, kiedy po raz ostatni byliśmy w Trójmieście, budowa Centrum właśnie się kończyła. Teraz jest już gotowe i od niemal dwóch lat przyjmuje turystów. Od wszystkich, którzy tam byli słyszałam same pozytywne opinie, czas więc przekonać się osobiście, czy jest tam tak ciekawie, jak mówią na mieście! Obowiązkowy jest również spacer po Gdańsku, Tosia jest szczęśliwą posiadaczką kolorowanki Gdańsk. Kolorowy portret miasta (o serii pisałam tutaj klik), czas sprawdzić, czy wszystko dobrze pokolorowała;) 
Pierwszy dzień spędzimy w całości w Gdyni, tam wybierzemy się na Skwer Kościuszki i (taki jest nasz, rodziców, plan) zwiedzimy albo ORP Błyskawica, albo "Dar Pomorza". Jeśli pogoda nie dopisze myślimy jeszcze o Gdyńskim Akwarium lub Centrum Nauki Experyment (choć o tym mniej chętnie, bo kilka dni później wybieramy się do Warszawy i chcemy odwiedzić Centrum Nauki Kopernik). 

Oczywiście mieszkając we Władysławowie nie będziemy codziennie jeździć do Trójmiasta, mamy przecież nadzieję, że pogoda pozwoli na kilkukrotne plażowanie. W samym Władysławowie odwiedzić możemy Ocean Park. W nim czekają modele zwierząt oceanicznych w skali 1:1, wystawa rzeźbionych ryb, żywy rekin i płaszczka oraz możliwość pogawędki z interaktywnym, wygadanym wielorybkiem. Tosia byłaby zachwycona, ale o tym, czy tam się wybierzemy zdecyduje pogoda. 
Z Władysławowa wybierzemy się na pewno na Przylądek Rozewie, gdzie Tosia będzie miała okazję zobaczyć latarnię morską, no i stanąć na najbardziej wysuniętym na północ fragmencie polskiej ziemi.
Obowiązkowo odwiedzimy port, może nawet, jeśli Tosia nie będzie się bała, wybierzemy się w niedługi rejs statkiem wycieczkowym. We Władysławowie znajduje się również wieża widokowa, kto wie może się na nią wespniemy, żeby podziwiać morze z góry.

Będąc we Władysławowie wypadałoby jeszcze odwiedzić Hel. Pamiętacie historię Klifki, o której pisałam jakiś czas temu (jeśli nie, przypominam recenzję klik), warto byłoby zobaczyć miejsce, w którym ludzie robią wszystko, żeby w Bałtyku udało się odtworzyć kolonię fok. Myślę, że Tosia byłaby zachwycona fokarium, jest więc ono na naszej liście must visit.

W drodze powrotnej mamy chrapkę na Żnin i tamtejsze muzeum kolejek wąskotorowych. Tosia, jak wiecie pociągi uwielbia, a te jeżdżą po najwęższych torach w Europie! Ze Żnina możemy wybrać się do Wenecji, a stamtąd do Biskupina i Gąsawy.
A jeśli całe dnie będzie padać, wybierzemy się do kina. Cały czas odwlekamy wspólne wyjście, więc może nad morzem? Choć nie ukrywam, że Tosia tak bardzo lubi siedzenie w piaskownicy, że wielka piaskownica jaką jest nadmorska plaża, byłaby dla niej miejscem idealnym i doskonałym.
Plany, jak widać mamy napięte, czy uda nam się je zrealizować? Część na pewno tak, dużo zależy od pogody i zainteresowań Tosi, w końcu te wakacje (jak każde inne) są przede wszystkim dla niej!

Każdego dnia będzie nam towarzyszył Podróżownik. Wybrzeże Polski, wspólnie będziemy zapisywać w nim nazwy odwiedzonych miejsc, potrawy, których udało nam się spróbować, ciekawe wydarzenia, które miały miejsce podczas wakacji. Z Podróżownikiem Tosia będzie również pakować swoją walizkę, a potem uczyć się dokumentować swoje wspomnienia. Pomysłów na ich utrwalanie nie brakuje, będzie mogła stworzyć obrazek z piasku, pokolorować latarnię morską, opisać najciekawszą wakacyjną przygodę. Nie będziemy się z Podróżownikiem nudzić, bo oprócz miejsca na rysunki, notatki, opowiadania jest w nim mnóstwo do czytania. A, kiedy wszystko przeczytamy i opiszemy, możemy zagrać w nadmorską grę. Pionki zrobimy z muszelek albo kamyków, zorganizujemy jakąś oryginalną i nowatorską kostkę.
Wiecie, że jestem fanką tej serii, prawda? Do tej pory testowałam ją "na sucho", teraz po raz pierwszy, zabieramy Podróżownik na wakacje! Co w nim zapiszemy? Jak będzie wyglądał po powrocie? O tym już niedługo!






 Podróżownik. Wybrzeże Polski

Anna i Krzysztof Kobusowie
ilustracje Patricija Biluj-Stodulska/Podpunkt

Komentarze

  1. Świetny! Musze chyba o nim pomysleć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mieszkając przez rok w Nowej Zelandii nauczyliśmy się jednej istotnej rzeczy - pogoda nie decydowała o naszych planach, bo była tak nieprzewidywalna, że w jednym dniu mogły być 4 pory roku (czego doświadczyliśmy!). W szkole zawsze pisano nam przed wycieczką - prosimy o ubranie dzieci stosownie do pogody i tyle ;-) Nie było, że pada, że wieje, że za zimno.
    Ja wiem, że idealnie byłoby mieć lazur nieba nad morzem, kto by nie chciał... ale jeśli nie będzie to nie poddawajcie się - z chmurami też można się zaprzyjaźnić :-) ja już nie uzależniam nastroju od pogody, no chyba że ściana deszczu przez tydzień:P
    Drugie mało przyjemne doświadczenie - gdy moje dzieci poparzyły się barszczem Sosnowskiego w zeszłym roku i wszystkie upalne dni spędziliśmy szczelnie zasłonięci w domu.. to też mi dało dużo pokory. Bo wtedy marzyliśmy o braku dobrej pogody i możliwości wyjścia na zewnątrz.
    Suma summarum - życzę Wam wspaniałych wakacji niezależnie od tego, co aura zaserwuje :-) A Podróżowniki na pewno pomogą w tych trudniejszych momentach - wiem, bo już sprawdziliśmy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogoda dopisała, niestety dziecko podupadło na zdrowiu i musieliśmy ograniczyć wakacyjne szaleństwa:(

      Usuń
  3. My też kochamy morze i niezależnie od pogody lubimy tu przyjeżdżać. Nie tylko na plażę, ale też na rowery. I właśnie z potrzeby uniezależnienia się od pogody powstał coverover. Kto ma, ten wie, jak bardzo okazuje się przydatny w podróżach z małymi dziećmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wielką fanką morza nie jestem, ale mąż i Tosia je uwielbiają:)

      Usuń
    2. Racja, u nas tez bez Coverover ani rusz :) nie wiem jak wczesniej sobie bez niego radzilismy :) i po kolezankach widze, ze tez sie do niego przekonują :) material i funkcjonalnosc- pierwsza klasa :)

      Usuń
  4. Bardzo fajne plany, a książka też super :) Miłego wypoczynku :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że nie było tej książki, kiedy my jechaliśmy nad morze!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz