Pamiątki z wakacji

Co roku wracałam do domu ze słoikiem, w którym był piasek, muszelki, kamienie i morska woda. To był mój prezent dla rodziców, taka namiastka morza, którą chciałam im podarować. Czy Tosia kiedyś przywiezie mi taki słoik nie wiem, na razie sama błądzi wśród straganów z pamiątkami i z jednej strony chciałaby dostać wszystko, co widzi, z drugiej na nic nie może się zdecydować. 

Dwa lata temu była za mała, żeby cokolwiek wybrać, przyglądała się owieczkom, poduszkom i ciupagom. Do domu wróciła z drewnianym aniołkiem i balonem. Tyle było jej potrzebne do szczęścia. Rok temu, nad morzem, zachwyciła ją czapka marynarza, cały pobyt mówiła o niej, a kiedy pojechaliśmy ją kupić, stwierdziła, że jednak czapki nie chce i kupiła muszelkę!
W tym roku z rynkiem pamiątek zetknęłyśmy się dwa razy, we Wrocławiu, a dokładniej mówiąc we wrocławskim zoo i kilka dni później w Karpaczu. 
Wrocław mnie zawiódł, w zoo dominowały maskotki, gumowe węże i plastikowe pająki. Te pierwsze były nawet ładne (jednak podobne, jeśli nie takie same, można kupić w każdym sklepie z zabawkami), ale ceny przyprawiały o zawrót głowy i brakowało im choćby metki z logo wrocławskiego zoo. Tak, żeby mały człowiek za miesiąc, pół roku albo rok pamiętał, skąd ta zabawka pochodzi. Tosia do domu wróciła, więc z mapą i magnesem z logo ogrodu i lwami. 
W Karpaczu jej uwagę zwracały miecze i lalki. Każdy stragan był małym sklepem z zabawkami, kupić tam można było Annę i Elsę, Zosię, Roszpunkę, Minionki, lokomotywy z bajek o Tomku... Wszystko, co dziecku potrzebne do szczęścia... Tosia zatrzymywała się przy każdym stoisku, oglądała wszystkie znajdujące się na nim zabawki. Czasem mówiła, co chciałaby dostać, czasem mówiła tylko, że coś jej się podoba. Co w końcu wybrała? Łatwo nie było, bo Tosię od przybytku głowa rozbolała i sama nie wiedziała, co tak naprawdę chciałaby dostać. Po najdłuższej i najtrudniejszej wyprawie kupiliśmy jej figurki bohaterów z Krainy Lodu. Tak, tak! Wybraliśmy bardzo charakterystyczny dla Karkonoszy produkt. Dziecko oszalało ze szczęścia! Innego dnia w księgarni wybrała (zachęcona przeze mnie) kolorowankę związaną z Karkonoszami i książkę dla dzieci o Dolnym Śląsku. Kupiliśmy oczywiście kolejnego anioła do naszej kolekcji - to w zasadzie najbardziej związana z tym miejscem rzecz, takich aniołów nie kupimy nigdzie indziej, poza tym każdy z nich posiada imienną dedykację. Kolekcja pluszaków wzbogaciła się o owieczkę (choć żadnej owieczki w Karpaczu nie widzieliśmy).
Oprócz tego Tosia przywiozła pieczątki i odznaki ze wszystkich schronisk, które odwiedziła. Najważniejsze są jednak wspomnienia, które ma w głowie i wszystko, co przez te siedem dni przeżyła. 
Smuci jednak zalew chińszczyzny na wakacyjnych deptakach, wszystko wygląda tak samo, ceny nie są przesadnie wygórowane, ale... Czasem lepiej wydać kilka lub kilkanaście złotych więcej i kupić coś naprawdę wyjątkowego, czego nie dostanę w innym miejscu. A tak, od lat na straganach zmieniają się jedynie bajkowi bohaterowie, ciupagi, kubki, korale i inne suweniry są takie same. Jeśli, więc Wasze dzieci rozpaczają, że czegoś zapomniały kupić, możecie im śmiało powiedzieć, że jeśli tylko będą chciały, dostaną to za rok. I na pewno nie skłamiecie!
My, zgodnie z przedślubnym porozumieniem, za rok jedziemy nad morze, więc wrócimy pewnie do sprawy czapki marynarza:)

Komentarze