Kiedy z dzieckiem można pogadać...

Już od ponad roku z Tosią można w miarę konkretnie rozmawiać. Z każdym dniem mówiła i mówi coraz więcej. Teraz nadszedł czas na prawdziwe, długie pogawędki.

Rozmowy na każdy temat, o przedszkolu, o tym, co będziemy robić w weekend, gdzie pojedziemy na wakacje, co robiliśmy na wakacjach rok temu i jak to było, kiedy Tosia była małym dzidziusiem, który chodził w pieluchach... Kilka tygodni temu wybrałyśmy się na spacer po naszej wsi i tak chodziłyśmy ponad dwie godziny gadając... Jak przyjaciółki. Bo jeśli ktoś nie wie, jestem najlepszą przyjaciółką Tosi, drugą jest babcia. A tata i dziadek nie są jej przyjaciółkami, bo są chłopakami. Chłopak nie może być jej przyjaciółką. Niestety, w tej kwestii nie ma miejsca na równouprawnienie. Mały, acz genialny umysł tego nie przewidział.

Od czasu, kiedy nasze dziecko zaczęło zgłębiać tajniki mowy, borykamy się z jeszcze jednym "problemem" - możliwością zagadania...
Potok słów wypływający z tych malutkich, słodkich usteczek trudno zatrzymać, choć często naprawdę ma się na to ochotę. Gada wszędzie, o każdej porze dnia, w każdej sytuacji, jeśli tylko wie, że można mówić. Stara się nie odzywać w kościele, ściszać głos w przychodni, nieco ograniczać w autobusie i sklepie. Nie lubi rozmawiać z obcymi (nie poczytuję tego oczywiście jako wady). Jeśli chodzi o rodzinę, ma swoich ulubieńców, ale ma też osoby, z którymi rozpoczęcie rozmowy przychodzi z trudem.

W niedzielę tak się rozgadała na spacerze w lesie, że musiałam ją powstrzymywać, żeby miała szansę usłyszeć śpiew ptaków i stukanie dzięcioła. Zadanie nie należało do łatwych, ale udało się! Ale poza tym możliwość rozmawiania z nią zupełnie zmienia nasze spacery. Kiedyś to my musieliśmy mówić, opowiadać jej co widzimy, teraz pojawia się dialog i naprawdę wspólne odkrywanie otaczającego nas świata. I powiem otwarcie - bardzo mi się ta nowa rzeczywistość podoba! A na pewno będzie jeszcze lepiej!