Jak znaleźć złego lekarza.

Jak już wcześniej pisałam, po trzecich urodzinach mieliśmy wybrać się na testy alergiczne. Trzeba było ustalić alergen/alergeny, na które najbardziej reaguje Tosia. W tym celu wybraliśmy się do lekarki, u której byliśmy rok temu. Pierwsze podejście - Tosia jest przeziębiona, lekarka twierdzi, że jeszcze nie musi dawać antybiotyku (tak, antybiotyk na katar - świetne rozwiązanie) i, że mamy iść do laryngologa zdiagnozować trzeci migdał, bo skoro tak często choruje (na naszą sugestię, że jej choroby to katar, rzadko kaszel i zaczerwienione gardło, bardzo rzadko gorączka, a ostatni antybiotyk miała w sierpniu 2013 r., kiedy wszyscy zachorowaliśmy na anginę, nie wiedziała co powiedzieć), to migdał trzeba wyciąć. Wychodzimy ze skierowaniem do laryngologa i nowym terminem testów. 
Do laryngologa udało się umówić jeszcze przed drugą wizytą u alergologa. Lekarz był bardzo zdziwiony naszym przybyciem, bo skoro dziecko nie choruje, a migdał ma powiększone 97% maluchów, to on nie widzi potrzeby wycinania go i narażania na stres dziecka i siebie. Każe przyjść z wynikami testów i rozpisze wtedy lekarstwa, które będą działać przeciwalergicznie, a dodatkowo zmniejszą migdał. Odetchnęliśmy z ulgą, bo oboje baliśmy się "lekarza-rzeźnika", który potraktuje Tosię, jak kolejne dziecko i taśmowo wyśle na wycięcie.
Następnego dnia robimy testy, lekarka nawet nie osłuchała Tosi, wcisnęła nam w rękę kartkę i wysłała do gabinetu zabiegowego. Sytuację uratowały przemiłe pielęgniarki, Tosia w czasie malowania rąk i aplikowania alergenów śmiała się jak szalona. Wynik - duża alergia na kurz i ledwie zaznaczona na trawy i zboża (to niestety nasza wina, bo nie udało nam się utrzymać jej rąk z spokoju i płyn się rozmazał, trzeba będzie testy kiedyś powtórzyć). Diagnoza lekarki - lekka, w zasadzie niezauważalna alergia na kurz, leki mamy jej podawać tylko wtedy, kiedy będziemy szli do kogoś, kto ma w domu kurz (!). Na nasze pytanie o suchą skórę, która pojawia się w sezonie grzewczym, odpowiedziała, że to wszystko od Danonków (bez względu na to, czy żywiłaby się jedynie serkami, czy nie, skóra wygląda tak samo źle...). Na naszą prośbę o zaświadczenie do przedszkola, że Tosia ma alergię i, że zdarza jej się katar, który nie wiąże się z chorobą, bo na przykład rano nie może rozstać się z chusteczkami, a potem wszystko mija bez śladu, usłyszeliśmy, że nic takiego nie napisze, bo później rodzice wysyłają chore dzieci do przedszkola. Ręce mi opadły i miałam ochotę wyjść stamtąd trzaskając drzwiami.
Wyniki testów zostały już skonsultowane z naszymi dwoma pediatrami i moją alergolog. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że alergia jest silna i trzeba próbować minimalizować jej objawy. Jeden z pediatrów dziwił się, dlaczego lekarka nie zapisała refundowanych leków, skoro Tosi już takie przysługują. Wyszliśmy od niego z receptą na lek refundowany, zaleceniem, żeby zmienić lekarza i nowym skierowaniem do specjalisty.
W środę czeka nas druga wizyta u laryngologa. A potem nowy specjalista od alergii. Wierzę, że teraz dobrze trafimy.

Komentarze

  1. Niestety, zdecydowanie łatwiej jest trafić na lekarza złego, niż dobrego... Za pierwszym razem, jak robiłam testy alergiczne, lekarz wykonał je kompletnie niezgodnie z procedurą, był niedbały... No i oczywiście testy nic nie wykazały.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz