Wakacje z dzieckiem po raz drugi.

Wróciliśmy cali i zdrowi, zgubiwszy jeden but, jedną książeczkę i dwie pocztówki. Każdemu może się zdarzyć, choć zgub szkoda. Było tak cudownie, że oczywiście za krótko. Było też bardzo intensywnie, bo w ciągu pięciu dni zobaczyliśmy naprawdę dużo. Udało nam się zwiedzić Malbork, Gdynię, Gdańsk i Władysławowo - wszystko oczywiście z Tosią. Rośnie nam ciekawa świata turystka. Wakacje toczyły się rytmem życia Tosi i to ona wielokrotnie decydowała o tym, gdzie spędzimy czas. Największym uczuciem obdarzyła place zabaw, nawet nad morze był problem, żeby ją wyciągnąć, kiedy w okolicy udało jej się znaleźć miejsce do szaleństw na zjeżdżalniach.
Place zabaw w Gdyni i we Władysławowie. Widać chyba, które sprzęty były dla Tosi najciekawsze.
A oprócz tego - wszelkie samochody, łódki, karuzele i lokomotywy na dwuzłotówki, myślę, że gdyby miała 100 zł w takich monetach, wydałaby je tam bez najmniejszego problemu.
Uwierzcie mi na słowo - to nie są wszystkie, na których jeździła, a i tak nie są to wszystkie, które mijaliśmy. Ilość straganów z wszelkiej maści pamiątkami porażała mnie nad morzem zawsze. Dlatego jeszcze bardziej obawiałam się wyjazdu, na szczęście Tosia dość rozsądnie reagowała na nasze tłumaczenia, że wszystkiego nie potrzebuje.
Morze bardzo ją zaskoczyło, do tego stopnia, że do wejścia nie była zbyt skora. Za to plaża - szaleństwo totalne - trudno było ją z wyciągnąć z tej ogromnej piaskownicy!
Miała Tosia z tegorocznych wakacji ogromną frajdę, a my cieszyliśmy się jej radością. Okazało się również, że jest całkiem grzeczna w restauracjach, a jej i tak już ogromny apetyt nad morzem jeszcze się wzmógł.
Podsumowując - nie taki diabeł straszny, nad morzem też można spędzić wakacje! Za rok - Zakopane.


Komentarze