Jak przeżyć pierwsze dni w żłobku i przedszkolu

Mamy to już za sobą. Powiem więcej mamy to za sobą dwa razy. Najpierw niespełna ośmiomiesięczne dziecko posłaliśmy do żłobka, a w marcu tego roku, kiedy nasze dziecko osiągnęło zaszczytny wiek dwóch lat i sześciu miesięcy rozpoczęło edukację przedszkolną.
Jak mijały nam i Tosi te najtrudniejsze, pierwsze dni w nowym miejscu? Jej - fantastycznie. Nam - nieco dziwnie, ale po kolei.
Do żłobka Tosia poszła dokładnie 2 maja 2012 r., czyli w samym środku długiego weekendu. Oboje mieliśmy wtedy wolne, spakowaliśmy pieluchy, kaszkę, słoiczek z obiadem i powierzyliśmy niemal obcym ludziom. Żeby zająć czymś głowę, pojechaliśmy na zakupy, głównym tematem rozmów było jednak to, co aktualnie dzieje się żłobku, opiekunki nie dzwoniły, zakładaliśmy więc, że dzieje się dobrze. Wróciliśmy po trzech godzinach, dziecko było najedzone, przewinięte, wyspane i zadowolone. Nasze przypuszczenia się potwierdziły. W kolejnych dniach Tosia chodziła do żłobka już na 6 godzin. Nie miała z tym żadnego problemu, pewnie dlatego, że była za mała, żeby odstawiać histerię przy wejściu. Myślę, że te pierwsze dni były dużo trudniejsze dla nas, niż dla niej. Na szczęście wszyscy daliśmy radę, przyzwyczailiśmy się do nowego rytmu naszego życia, Tosia oswoiła się ze żłobkiem. Krótko mówiąc było to dla nas wydarzenie zupełnie bezbolesne.

Dużo większy niepokój towarzyszył rozpoczęciu edukacji przedszkolnej. Decyzja o zapisaniu Tosi do przedszkola była spontaniczna. Dowiedzieliśmy się, że jedna z placówek do której chcieliśmy ją zapisać utworzyła w styczniu 2014 r. grupę dla dzieci, które ukończyły dwa i pół roku.
Nasze dziecko miało jednak dopiero 2 lata i cztery miesiące. Pani dyrektor zarezerwowała jednak dla niej miejsce, które miało czekać na Tosię do pierwszych dni marca. I czekało. W przypadku przedszkola obawialiśmy się tego, że córka nie zaakceptuje nowego miejsca - bez powodu, pierwsze dnia pomaszerowała do sali, nawet nie odwracając się ze siebie. Tak jest do dzisiaj, zdarzyły się może dwa, trzy bardziej przytulaśne dni, ale nigdy nie było tak, żeby zanosiła się płaczem, kiedy wychodziłam z przedszkola.
Pierwsze trzy dni marca spędziłam w domu, wolałam być na miejscu, gdyby okazało się, że Tosia płacze/nie chce jeść/nie radzi sobie w nowym miejscu. Okazało się to zbyteczne, ale każdemu kto ma przed sobą jeszcze to wydarzenie, radzę to samo. Dobrze odebrać dziecko razem z drugim rodzicem, potem może wybrać się na spacer/lody/plac zabaw. Dziecko na pewno będzie miało dużo do opowiedzenia, dobrze więc mieć dla niego czas. Warto też wyposażyć pociechę w ulubioną zabawkę, która pomoże przetrwać pierwsze chwile rozłąki. U nas każde dziecko ma w sali galerię zdjęć rodziców i rodziny (na arkuszu A3 zmieściliśmy zdjęcia nasze, dziadków Tosi i najbliższego kuzynostwa). Nie można też zapominać o zapasowych ubraniach - każdemu dziecku w tak stresowej sytuacji może zdarzyć się wpadka.
I co najważniejsze - nie rozpaczać, nie okazywać dziecku naszego zdenerwowania, trzeba je odprowadzić z uśmiechem, czas na uronienie łzy będzie za drzwiami. W końcu to nasze dziecko jest już takie dorosłe!

My jesteśmy zachwyceni przedszkolem Tosi, z perspektywy czasu cieszymy się też, że poszła do żłobka, dało nam to bardzo dużo, a zupełnie nie zabrało ważnych pierwszych chwil. Pierwsze kroki postawiła w domu. W żłobku stała się bardzo samodzielna, szybko nauczyła się jeść widelcem/łyżką, próbowała sama się ubierać. Nawiązała kontakt z rówieśnikami (dwoje z nich jest teraz w tej samej grupie w przedszkolu). Mimo tego, że chodziła do żłobka wiem, że to my mieliśmy największy wpływ na jej wychowanie i to my podejmowaliśmy kluczowe decyzje (np. kiedy nasze dziecko zrezygnuje ze smoczka/z pieluch).
Minusy? W przypadku żłobka i przedszkola jeden - choroby. Nasze dziecko dużo nie choruje, ale jest alergikiem i często ma katar. Dlatego zdarza jej się zostawać dwa, trzy dni w domu. Poważne choroby na szczęście ją omijają, najpoważniejsza była chyba angina, kilka tygodni temu złapała rumień zakaźny. Zazwyczaj jest po prostu przeziębiona i zostaje w domu, bo wychodzimy z założenia, że lepsze te kilka dni teraz, niż potem dwa tygodnie z zapaleniem oskrzeli i antybiotykiem. Tym sposobem na palcach jednej ręki można policzyć podane Tosi antybiotyki. Wszystkim rodzicom przyszłych przedszkolaków i żłobkowiczów radzę, więc przygotować się na choroby i nie zakładać, że skoro ich dziecko nigdy nie chorowało, to w nowym miejscu, w grupie dzieci też nie będzie. Życzę Wam tego, ale chyba każdy maluch musi przechorować swoje, żeby nabrać odporności.
Innymi sprawami się nie martwcie, Wasze dzieci doskonale dadzą sobie radę!

Komentarze